czwartek, 22 listopada 2012

Historyjka: 1

     Byłam nowa w szkole. Dla nich to już drugi semestr 3 gimnazjum, a ja nawet nie wiedziałam gdzie tu są łazienki. Zaznajomiłam się z kilkoma osobami, ale z nikim nie poznałam się na tyle dobrze by mu zaufać. Słyszałam plotki, że podobam mu się. I tak przez miesiąc w kółko dowiadywałam się, że on się we mnie podkochuje. W końcu zagadał. Szczerze nie czułam nic do niego, ale byłam nowa a on był najprzystojniejszym chłopakiem w szkole(!). Po dosłownie kilku dniach naszych rozmów, spotkań, poczułam do niego to coś. W szkole nadal czułam się niekomfortowo, ale tylko jak on podchodził już nic nie miało znaczenia. On był kimś, kogo chciałam codziennie widywać i być z nim cały czas. Słyszałam jak inni mówili, że chodzę z nim dla szpanu, albo że to on kolejną "dupę wyrywa"-nie obchodziły mnie te teksty. On był tu i teraz. Na każdej przerwie siadał blisko mnie. Czułam się niewiarygodnie. Dziękuje za te chwile z nim spędzone. Po trzech miesiącach w nowej szkole i 59 dniach bycia z nim, stałam się dziewczyną którą każdy lubi lub nienawidzi. Można powiedzieć sławną, a może raczej rozpoznawalną na szkolnym korytarzu. Mijali kolejni znajomi, każdy mnie opuszczał i zawsze był kolejny, nie wiem czy to przez ludzką fałszywość, czy to nie mój typ przyjaciela, ale ON zawsze był przy mnie. 3 Stycznia nie przyszedł do szkoły, nagrałam mu się na telefon. Wysłałam kilkanaście wiadomości, nie odpisał. Pomyślałam, że zachorował albo zaspał. Ale trzeciego dnia zaczęłam panikować i myśleć o najgorszym. Że mnie zostawił, ma inną czy cokolwiek. Po tygodniu poszłam do jego domu. Drzwi otworzyła mi jego mama, strasznie ale to strasznie zapłakana. Pomyślałam: "O mój Boże, coś mu się stało.". Kobieta wyglądała na kochaną osóbkę, zaprosiła mne do środka nigdzie nie widziałam go. Spytała czy jestem jego dziewczyną, zawahałam się, ale odpowiedziałam tak. Kobiecie łza zjechała po policzku. Nie potrafiła wyjąkać żadnego słowa, zaczęła płakać jeszcze bardziej. Nic nie myślałam, miałam pustkę w głowie. Nagle do pokoju wszedł wysoki w średnim wieku mężczyzna i grubym, lekko zachrypniętym i zdenerwowanym głosem powiedział:"ekhm...Dzień dobry, ahh...On, no on ...nie ma go już z nami...przykro mi...po prostu już go nie...nie ma." i rozpłakał się nie ukrywając tego. Nagle zrobiło mi się czarno przed oczami. Nie mogłam złapać oddechu. Tego samego dnia poszłam na stary strych mojego domu. Na starej rurze powiesiłam linę. Zrobiłam pętle, stanęłam na krzesełku i włożyłam tam głowę. Lekko zacisnęłam zęby, przymknęłam oczy, pomyślałam o nim i kopnęłam krzesełko. Tak nagle, to może była sekunda...Teraz poczułam się cudownie taka lekka...i wreszcie z nim.

*Kitty*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz